czwartek, 31 grudnia 2015

Sylwester na Węgrzech

Godzinę temu wstawiłam nowy wpis na moim blogu i jak zwykle wysłałam go siostrze do przeczytania. Zamiast jednak oczekiwanej aprobaty dostało mi się za swoje: jak ja to sobie wyobrażam, że w Sylwestra piszę o jeleniach, zamiast o węgierskich zwyczajach sylwestrowych? Okazało się, że ja to w ogóle nie umiem pisać tego bloga! No więc zebrałam się do kupy i proszę, oto mój wpis o tym, jak się obchodzi Sylwestra na Węgrzech:

O północy jest szampan, sztuczne ognie, życzenia noworoczne... hmmm, dotąd brzmi znajomo.... Jednak da się zauważyć pewne różnice w zwyczajach sylwestrowych:
Młodzi ludzie już od wczesnych godzin wieczornych chodzą po mieście trąbiąc w zakupione wcześniej na straganie dudy:


O północy w programie telewizji węgierskiej najpierw słychać dzwony, potem grany jest hymn narodowy, grupki rodzin i znajomych witające Nowy Rok w swoich domach rozpoczynają więc kolejny rok stojąc poważnie w ciszy i słuchając hymnu. Posłuchajmy i my: węgierski hymn narodowy

Potem oczywiście są życzenia noworoczne: Boldog ÚÉvet Kívánok! Co znaczy: Życzę szczęśliwego nowego roku! Węgrzy skracają sobie te cztery słowa ograniczając się do ich pierwszych liter: BÚÉK! Traktują to jako oddzielne słowo i gdziekolwiek znajdziesz się na Węgrzech pierwszego stycznia, wszędzie słyszysz: Buék, buék, buék!!!

Na większych imprezach sylwestrowych organizowane są loterie fantowe, na których tradycyjnie główną wygraną jest... żywy prosiak!

Coś dla miłośników zwierząt

Dziś nasz sąsiad Gábor zaprosił nas na lampkę wina, a ponieważ lubi on bardzo podróżować, rozmowa zeszła na temat wycieczek po okolicy. Gábor opowiadał, gdzie był ostatnio i pokazywał nam zdjęcia ze swoich wypadów. Poprosiłam to, żeby kilka z nich mi przesłał, bo stwierdziłam, że jednym miejscem muszę się koniecznie podzielić z innymi!
Otóż 20 km od Mezőkövesd leży mała wioska o nazwie Sály (czyt. Szaj), biegnąca przez nią droga  prowadzi nas dalej, na skraj Gór Bukowych. Droga kończy się szlabanem, przy którym wysiadamy z samochodu i idziemy dalej kawałek na piechotę, aż do drucianego ogrodzenia. Za nim oczom naszym ukazuje się niecodzienny zgoła widok: polana, a na niej 160 jeleni zbierających się tam dzień w dzień ok. godz. 14:00 na codzienne dokarmianie. Teren jest ogrodzony, więc bezpieczny, a widok spacerujących tłumnie leśnych zwierząt niesamowity i ekscytujący - sarna o imieniu Barbi podchodzi zwykle do samego ogrodzenia! Ja to koniecznie muszę zobaczyć na własne oczy!


czwartek, 10 grudnia 2015

Boże Narodzenie – Karácsony



Węgierskie słowo Karácsony (czyt. Koraczoń) odnosi się do Swięta Bożego Narodzenia, czyli rocznicy urodzin Jezusa. Ale dokładnie nie wiadomo, co to słowo oznacza, skąd pochodzi. Sprawdzając etymologię słowa „Karácsony” znalazłam kilka teorii jego pochodzenia, zgodnie z jedną z nich zapożyczone jest z jednego z bułgarskich dialektów, w którym kracsun oznacza przesilenie zimowe, czyli najkrótszy dzień roku.

A jak Węgrzy obchodzą Boże Narodzenie?
W sumie podobnie, jak w Polsce – są dni wolne od pracy, choinka, prezenty, w supermarketach już w listopadzie uświadamia się nam, że idą święta!
Więcej mówi się o miłości, niesieniu pomocy biedniejszym.
W kościołach na wieńcu adwentowym co niedziela zapalana jest kolejna świeczka, jest też szopka betlejemska, a ulice i domy ozdabione są świecącymi lampkami.

Przez długie lata nie mogłam przyzwyczaić się, że na Węgrzech nie ma zwyczaju dzielenia się opłatkiem. Radziłam sobie w ten sposób, że moja polska rodzina przysyłała mi opłatek pocztą.

Na Węgrzech Mikołaj przychodzi do dzieci 6-go grudnia. Poprzedniego wieczora dzieci myją swoje zimowe buty, czyste ustawiają na parapecie, a następnego ranka znajdują w nich prezenty. W szkole, przedszkolu każde dziecko dostaje paczuszkę od Mikołaja:


A w święta prezenty przynosi tu… Jezusek! No z tym absolunie nie mogłam się pogodzić! Moje dzieci znały więc prawdę – one dostawały pod choinkę 24-go grudnia prezenty od Mikołaja, a nie od Jezuska! Raz nawet przyszedł do nich osobiście, żeby nie było żadnych wątpliwości :).

Na Węgrzech przed świętami piecze się pierniki, unoszący się w kuchni zapach nie pozostawia żadnych wątpliwości – mamy świąteczny nastrój!


Co jeszcze? Kolend Węgrzy mają dużo mniej, niż my w Polsce. Posłuchajmy kolendy „Cicha noc” po węgiersku, ale przedtem chciałabym życzyć wszystkim Wesołych Swiąt! - Boldog Karácsonyt! Vera Tóth - Csendes éj 

wtorek, 8 grudnia 2015

Zupełnie z innej beczki

Zima w pełni, sezon turystyczny już za mną, więcej jest czasu na rozrywkę, na słuchanie muzyki... Przyszło mi do głowy, żeby podzielić się z moimi czytelnikami kilkoma szlagierami ostatnich lat, jednymi z moich ulubionych. Zapraszam do posłuchania kilku węgierskich przebojów, w tym jakże egzotycznie brzmiącym dla nas języku:
Iboly Oláh - Magyarország


wtorek, 24 listopada 2015

Prawdziwe kuriozum dla koneserów winiarstwa



Pan József Szucskó jest chyba najbardziej pracowitym właścicielem piwnicy winnej na Węgrzech - od lat własnymi rękoma formuje swoje podziemne królestwo. Widok, jaki ukazuje się oczom zwiedzających jest fascynujący, przekraczając żelazne drzwi piwnicy nie spodziewamy się, że dosłownie powali nas z nóg!
József pracuje w pobliskiej kopalni węgla. Od ponad 30 lat po pracy większą część wolnego czasu spędza w piwnicy, w której powstał już prawdziwy labirynt.  Podłoże pochodzenia wulkanicznego to łatwokrusząca się masa, co roku wyjeżdża stąd 20 ciężarówek, zabierając ze sobą tony wykutej skały i pozostawiając za sobą cudowny, bajkowy świat. Józef nie tylko buduje, ale również dekoruje – wyżłabia w ścianach piwnicy artystycznie oświetlone, łukowate wgłębienia, w których wystawia powiązane z winiarstwem przedmioty. Jego desperacja i wytrwałość jest godna podziwu, niektórzy uważają go za prawdziwego szaleńca, z czego on sam jest bardzo dumny!

„Każdy ma swój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu, dla mnie jest to rzeźbienie piwnicy" - mówi właściciel - „ Moja piwnica to jeden z przystanków tutejszego szlaku winnego. Chętnie przyjmuję grupy i osoby indywidualne i cieszę się zwłaszcza wtedy, kiedy moi stali goście odkrywają coś nowego – nowe skrzydło, nową salę. Bo ja zawsze dbam o to, żebym nabierał rozmachu i zdobywał kolejne części wzgórza”

Z entuzjazmem polecam do zwiedzenia tę piwnicę w Tibolddaróc, ten niezrównany, niepospolity owoc pracy rąk pana Józsefa Szucskó!

Wina, które można skosztować/kupić w piwnicy:
  • Leányka – białe wytrawne
  • Medina – czerwone wytrawne
  • Medina-Oportó – czerwone wytrawne
  • Olaszrizling – białe wytrawne
  • Oportó – czerwone wytrawne
  • Szampan






Piwnicę można zwiedzać przez cały rok za minimalną opłatą, po uprzednim ustaleniu terminu.
Oto link do kontaktu z właścicielem piwnicy: zwiedzanie piwnicy


niedziela, 15 listopada 2015

Gdzie dobrze zjeść w Mezőkövesd?



Dwie restauracje w Mezőkövesd na Węgrzech mogę polecić z czystym sercem: pierwsza to restauracja znajdującego się naprzeciwko głównego wejścia na kąpielisko termalne Zsóry pensjonatu „Rózsa Panzió”. Ładny jest wystrój restauracji (w stylu ludowym Matyó), ale mi  bardziej podoba się nastrojowy taras.

 Restauracja Rózsa

Do drugiej restauracji trudniej jest trafić, bo znajduje się dalej od basenów, w pensjonacie „Boglárka” przy ul. Boglárka 1. Moi tegoroczni goście wypróbowali ją i podzielili się ze mną swoimi wrażeniami, cytuję:
„A propos, jedliśmy raz obiad w Boglarce i powiem szczerze, że tamtejsze jedzenie powaliło mnie na kolana. Każde z nas zamówiło inne danie i wszyscy zgodnie delektowaliśmy się nimi do ostatniego kęsa. Wiem co piszę, bo sama gotuję i jestem baaardzo wymagająca, jeśli idzie o jakość i smak potraw. A te były fantastyczne, obfite i cenowo przystępne. Można polecać zainteresowanym:).”



środa, 11 listopada 2015

Bélapátfalva – wycieczka na łono przyrody!



Przyjeżdzający do mnie na wczasy goście opowiadają mi często, co zwiedzili w okolicy, jakie mieli przygody i jakie podziwiali widoki. W takich momentach zawsze sobie przyrzekam, że ja też  w końcu pojadę na wycieczkę, wymyśliłam już nawet dokąd – do Bélapátfalva!
Kiedyś myślałam, że nazwa tej (leżącej 40 km na północny zachód od Mezőkövesd, na skraju Bukowego Parku Narodowego) miejscowości pochodzi od męskiego imienia Béla (po polsku podobno Wojciech), okazało się jedak, że ważniejszy jest drugi człon – apát. Apát (czyt. opat) to po polsku opat (dziwne, jakie te języki są jednak do siebie podobne :).
W XIII. wieku powstało tu opacto Cystersów, dziś możemy tu zwiedzić najlepiej zachowany kościół neoromański na Węgrzech.


 
Zdziwiłam się niezmiernie, jak okazało się, że ma on stronę w j. polskim:

Ze wsi do kościoła prowadzi droga, ale ja pójdę leśną ścieżką (o nazwie Apátsági Gyalog Ösvény) na piechotę.


Stamtąd jest już tylko rzut beretem do wzgórza o nazwie Bél-kő, ze szczytu którego roztacza się piękna panorama.

Zamknięta niedawno pobliska fabryka cementu wyszarpała wierzchołek tego wapiennego wzgórza, dziś jest ono już pod ochroną, na szczęście, bo rośnie tu kilka rzadkich odmian roślin.



Kiedy już ponapawam się pięknymi widokami, zejdę w dół, trochę po skosie, aby dojść do ukrytego w lesie jeziora Lak-völgyi i odszukam bijące tam źródełko o kryształowo czystej wodzie.  


A na koniec wrócę do Bélapátfalva, aby odwiedzić jeszcze wystawę malowanej tu ręcznie porcelany.

środa, 4 listopada 2015

Somlói galuska - przepis na pyszny węgierski deser

Właśnie zabierałam się do przetłumaczenia na j. polski przepisu na somlói galuska - węgierskiego przysmaku z biszkoptu, czekolady i bitej śmietany, kiedy znalazłam idealny, już po polsku, na jakimś blogu. Idę więc na łatwiznę i po prostu podaję link do tej strony:

lhttp://panikierowniczka.blogspot.hu/2014/01/somloi-galuska.html


Somlói galuska zajadają się wszyscy, jak się jedzie na Węgry to po prostu trzeba to spróbować i koniec!


czwartek, 29 października 2015

Winobranie na Węgrzech


Winobranie to jedno najważniejszych wydarzeń w roku na węgierskiej wsi. W zależności od regionu, pogody i  rodzaju winogron Węgrzy zbierają je we wrześniu lub w październiku.  Zgodnie z tradycją biorą w nim udział całe rodziny, przy pomocy znajomych i sąsiadów. 

Jedni zrywają z krzaków kiście winogron i wrzucają je do wiader i koszy. Inni chodzą wzdłuż długich rzędów winorośli i pakują zerwane owoce do noszonych przez nich na plecach drewnianych beczek na szelkach – beczka ta nazywa się puttony (czyt. puttoń), a człowiek ją noszocy – puttonyos (czyt. puttoniosz).  
 
Z zebranego winogrona następnie wyciskany jest moszcz (bardzo pyszny), który potem musi odstać swoje w piwnicy, zanim zamieni się w wino. 


Podczas winobrania nie żałuje się spragnionym pomocnikom ubiegłorocznego wina, mogą też zabrać ze sobą do domu trochę winogron, czy moszczu. Winobranie to doskonała okazja do wesołej zabawy i spotkania  z dawno niewidzianymi kuzynami.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Bográcsolás i szalonnasütés - co to za zwyczaje?

Zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech w lato panuje moda na wieczorne robienie grilla. Tu też można kupić w TESCO gotowe już kiełbaski, mięso (z marynatą i bez), czy parkówki. Za moich polskich czasów piekło się kiełbaski - było prawdziwe ognisko (a nie dymiący węgiel drzewny) tworzące eksytującą atmosferę, czasem gitara (na koloniach - teraz już chyba nikt nie używa tego słowa :)). A na Węgrzech? Na Węgrzech nie smażyło się i nie smaży kiełbasy - tutejsza absolutnie się do tego nie nadaje, chyba dlatego, że przypala się znajdująca się w niej papryka. Węgrzy w lato przygotowują bogrács, czyli zupę z kociołka:


Gotuje się tu zupę gulaszową, zupę rybną, leczo, co kto chce. Często organizują konkursy gotowania w kociołku, jest to program wielu letnich festiwali.

Drugim węgierskim zwyczajem jest szalonnasütés - pieczenie słoniny:


Kostkę słoniny rozkraja się z wierzchu, aby miała większą powierzchnię i nadziewa na kijek. Do niej można nadziać też całą cebulę, niektórzy dodają też kiełbasę (która zaraz się jednak przypali). Spływający ze słoniny tłuszcz skapuje na kromkę chleba, jak kromka cała pokryje się tłuszczem to znaczy, że możemy już  wszystko zjeść ze smakiem. Może nie jest to luksusowy posiłek, ale smakuje wybornie, zwłaszcza do piwa Borsodi (mojego ulubionego :)).


czwartek, 21 maja 2015

Kékestető – najwyższy szczyt Węgier

Trochę to może dla nas śmieszne, ale na sam zczyt najwyższej góry Węgier – Kékestető (1014 m) w Górach Mátra (Średniogórze Północnowęgierskie) można wjechać... samochodem. Na szczycie góry znajduje się wieża telewizyjna z tarasem widokowym, już dla samej pięknej matrzańskiej panoramy warto tu przyjechać przy okazcji wczasów na Węgrzech (taras otwarty jest w godz. 9:00-16:00, ceny biletów wstępu: osoba dorosła: 480,- Ft, dziecko 350,- Ft). 


Obowiązkowo trzeba też zrobić sobie zdjęcie przy pomalowanym na barwy narodowe i oznaczającym najwyższy punkt kraju kamieniu. Tutaj zaczyna się najdłuższa trasa narciarska na Węgrzech (1,8 km). Czeka nas jeszcze spacer po lesie na świeżym, górskim powietrzu, dla dzieci dodatkowo zabawa na placu zabaw, nie musimy się też martwić, że będziemy chodzić głodni, bo na miejscu jest bar. Miłego wypoczynku!



sobota, 9 maja 2015

Camping w Mezőkövesd - jest, czy go nie ma?

Na camping do Mezőkövesd od lat przyjeżdżali goście z namiotami, przyczepami, lub do kilku stojących tam domków drewnianych. Zimą tego roku w miejscowej gazecie podano informację, że camping nie przynosi dochodów i z tego powodu będzie zamknięty. Nie do końca chciało mi się w to wierzyć, bo jednak w takiej miejscowości uzdrowiskowej, jak Mezőkövesd camping ma rację bytu. Niestety jednak okazało się, że to prawda, w Mezőkövesd w tym roku camping nie czeka na gości!

wtorek, 5 maja 2015

Gdzie zaparkować w Budapeszcie?


Pytanie to zadają mi czasami moi rodacy planując wycieczkę do Budapesztu, aby zobaczyć w  jeden dzień miasto, nie tracąc czasu i nerwów na stanie w korkach, czy studiowanie planu budapeszteńskiego metra. Pomysł przyszedł wczoraj, poddali go moi goście z małego domku. Opowiedzieli mi, jak to w 6 godzin udało im się zobaczyć prawie wszystko, co najciekawsze w stolicy Węgier. Uprzedzam jednak, że jest to wersja dla piechurów!

A więc: zaparkowali samochód na zboczu Góry Gellerta (Gellért Hegy), wjeżdżając na górę. Po prostu stanęli przy ulicy, parking był bezpłatny. Następnie weszli na szczyt, skąd oczom ich ukazała się wspaniała panorama na miasto. Zeszli po schodach na drugą stronę góry i Mostem Wolności (Szabadság Híd) przeszli na przeciwległy brzeg Dunaju, do Pesztu. Stamtąd promenadą przespacerowali się wzdłuż rzeki aż do samego Parlamentu, zbaczając tylko na chwilę w kierunku Bazyliki Św. Stefana (Szent István Bazilika). Idąc brzegiem Dunaju podziwiali widok na Zamek Budzyński (Budai Vár) i Kościół Macieja (Mátyás Templom), znajdujące się  na jego przeciwnym brzegu. Mostem Łańcuchowym (Lánc Híd) powrócili do Budy i tam od razu wjechali kolejką szynową na Wzgórze Zamkowe (Várhegy), mając z kolei zapierający dech w piersiach widok z Baszty Rybackiej (Halász Bástya) na cały Peszt i Parlament. Idąc znowu brzegiem Dunaju powrócili na Górę Gellérta.

Moim zdaniem jest to wspaniały program na pełen wrażeń i pięknych widoków dzień, który mogę nazwać „ Budapeszt w pigułce”. Uzupełnić go można jeszcze wieczorną przejażdżką statkiem, aby (już na siedząco) zobaczyć wszystko jeszcze raz, tym razem w bajkowym, nocnym oświetleniu.


poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Remont nowego domku zakończony!

27-go lutego b.r. kupiliśmy nowy domek letniskowy, stojący niedaleko dwóch pierwszych (przy sąsiedniej ulicy). Od razu zabraliśmy się do jego odnowienia wiedząc, że mamy na to tylko dwa miesiące. Spędziliśmy tam mnóstwo godzin, praca "paliła nam się w rękach" i teraz, korzystając z okazji chciałabym podziękować za olbrzymią pomoc mojej siostrze Hani i mojemu siostrzeńcowi Dánielowi.
Podziękowania należą się też przyszłym gościom tego domku, którzy dokonali w nim rezerwacji "na ślepo", wierząc, że będzie on ładny, przyjemny i wygodny. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nie zawiodę ich zaufania!
A oto, jak wyglądała metamorfoza tego domku (pierwsze zdjęcie przedstawia stan -przed, drugie - po):