W tym roku Pani Iwona z rodziną przyjechała na wczasy na
kąpielisko termalne do Mezőkövesd na jeden z pierwszych turnusów. Po powrocie do Polski wysłała mi długiego maila, w którym
podzieliła się ze mną swoimi uwagami. Są to niezwykle cenne informacje,
dlatego ja dzielę się nimi z Państwem. Oto, co napisała:
"Teraz trochę spostrzeżeń - może przydadzą się
zainteresowanym:)
1. Winiety na autostrady węgierskie bez problemu zakupimy
zaraz przy wjeździe do Tornyosnemeti; mała budka po prawej stronie, oraz w
barze przy parkingu. Miłe panie dobrze rozumieją po polsku, z resztą mają
wydrukowane ściągi - wystarczy pokazać palcem, o jaki rodzaj winiety nam
chodzi. My kupiliśmy w barze dla kierowców, bo budka z racji położenia tuż przy
drodze była oblegana, a samochody blokowały przejazd. Za to kilkanaście metrów
dalej w barze pusto i wygodny parking plus możliwość skorzystania z łazienki:).
Piktogramy przy wejściu do baru wyraźnie wskazują możliwość zakupu winiet.
2. Jakość węgierskich artykułów spożywczych znacznie się
poprawiła. W miejscowym sklepiku ABC dostępny świetny chleb z mąki
pełnoziarnistej, bez polepszaczy ( piekarnia Kurdi Family z Andornaktalyi). W
Coop-ie rewelacyjne soki (zwłaszcza pomidorowy), dżemy i pasty przyprawowe z
serii coop, ceny bardzo przystępne. W Tesco doskonały węgierski nabiał - seria
z charakterystycznym motywem węgierskiej flagi. Ostatnio śmietanę 18% o tak
wybornym smaku jadłam w dzieciństwie (tak, tak!). Masło 82% bez dodatków!
(podkreślić na czerwono, bo "nasi" płaczą, że Węgrzy masła nie mają i
smarują smalcem.Nie wiem, gdzie oni ten smalec znajdowali, bo ja zawsze
natykałam się na to pyszne masło:)
Twarogi i sery do wyboru do koloru. Świetne piwo:)! A
wszystko w cenach porównywalnych z polskimi.
Śmiało można udawać się na zakupy do lokalnych sklepów i nie
przywozić jedzenia z Polski. Trzeba tylko trochę poszukać:) Nam wystarczyły
dobre chęci, słownik i uśmiech w stosunku do sprzedawców:) No, może jeszcze
znajomość chemii ( syn jako przyszły biolog i spec od jakości żywności zaraził
nas swoją pasją do poszukiwań dobrego jedzonka:) Warto spróbować kiełbas i
wędzonej słoniny lokalnej produkcji - w Tesco otwarto małe stoisko przy
wejściu. Wyjątek uczyniliśmy na rzecz rodzimych parówek i frankfurterek - te
węgierskie, choć nawet drogie, zawierają zbyt dużo zbędnych i niekoniecznie
zdrowych dodatków.
3. Jedzenie w barach na basenach warte wypróbowania.
Polecamy zwłaszcza nasz ulubiony bar Levendula. Przemiły chłopak wraz z
pomocnikami rozumiejący po polsku i posługujący się angielskim poleci pyszne
danie i pomoże przy wyborze. A jedzenie tam znakomite, choć mogło by się
wydawać, że skoro wszędzie serwują to samo, to nie powinno być różnicy. A
jednak... My zamawialiśmy potrawy typowo węgierskie, jak bogracz gulasz,
babgulasz, langosze, paprykarz z kluseczkami. Porcje ogromne: u nas kotlet, to
u nich dwa spore kotlety - soczyste, dobrze usmażone, chrupiące, nie ociekające
tłuszczem. Plus dodatki w postaci frytek ,ziemniaków, sałatek, itd.
4. Owoce, a zwłaszcza węgierskie truskawki... ach, ten smak
i aromat! Obok basenów co prawda drożej, ale jak się komuś nie chce jechać do
miasta, to cena nie najgorsza, zwłaszcza po południu. Cena w porównaniu do
naszych zwala z nóg, ale przez ten tydzień nie zbiednieliśmy, a takiego smaku
niestety u nas próżno szukać.
Wybór warzyw i ich ceny zdecydowanie lepsze w Tesco."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz